Stało się i choć wiedziałaś, że wcześniej czy później ten moment nastąpi, stres daje o sobie znać, a wątpliwości chcą rozsadzić głowę. Wracasz do pracy. Przed Tobą zupełnie inne wydanie rodzicielstwa i nowe wyzwania zawodowe. Kosmos! Ta międzygalaktyczna podróż do nowej rzeczywistości nie musi być jednak aż tak przerażająca. Pod, tak naprawdę, jednym warunkiem. Serio.
Logistyczne problemy rozwiążą się w trakcie – możesz to zaplanować, ale i tak rzeczywistość zweryfikuje rozpisany co do minuty plan dnia. Wkrótce dowiesz się, na którą nastawić budzik, by zazwyczaj zdążyć i odkryć, że możesz wstawać nawet o 4, a i tak się spóźnić. Bez względu na to, czy dziecko będzie w żłobku, z babcią, czy nianią, Wasze życie, po opadnięciu emocji z pierwszego roku, zacznie się stabilizować. Maluch zrozumie, że wychodzisz, ale wracasz, opiekunka ogarnie, że „Postaram się być o 16” w praktyce oznacza „Nie ma takiej opcji, żebym się wyrobiła”, a szef pojmie, że Twoja wzmożona wydajność wiąże się z wciąż kołaczącym się w tyle głowy pytaniem „Czy zdążę?! Czy jutro w ogóle dotrę do pracy?!”.
Co można zrobić, by nie zwariować?
Nie zaprzeczysz chyba, że na swojej głowie masz sporo obowiązków, co? Nawet jeśli jeszcze nie wróciłaś do pracy, a Twój facet w kategorii „zaangażowany partner” zdobyłby Grand Prix, pewnie masz to wrażenie czasu przeciekającego przez palce i za krótkiej doby. Jeśli dzień dłuży Ci się tylko wtedy, kiedy próbujesz uśpić swoje dziecko, warto zakodować – obowiązków będzie więcej. I dopóki jakiś ogarnięty, amerykański naukowiec nie wymyśli urządzenia do zatrzymywania czasu, nie kradnij go sobie sama – snując wizję alternatywnych scenariuszy.
Wymaż ze swojego słownika, głowy, życia!!!
Poczucie winy. Poczucie, że nie jesteś w odpowiednim miejscu, nie angażujesz się wystarczająco mocno albo mimo że robisz, co z Twoich sił, to efekty są niesatysfakcjonujące. To przez nie smutek dziecka, kiedy wychodzisz z domu, rodzi poczucie bycia złą matką. To ono sprawia, że wracasz do pracy po zwolnieniu lekarskim na drżących kolanach. I cokolwiek by się nie działo, to TWOJA wina, konsekwencja TWOICH decyzji. Kosmos zamienia się w piekło.
A gdyby tak…
Tymczasem znasz swoje dziecko jak nikt i przecież to nawet miłe, że będzie za Tobą tęsknić, a każde wyjście z domu ma swój piękny finał w postaci powrotu i rzucaniu się sobie w ramiona. Nie fajniej od razu założyć, że wychodzisz, bo musisz (Możesz też chcieć! To nawet wskazane!), ale wracasz, bo chcesz i masz do kogo? I skupić się na widoku tej małej mordki, która rozjarzy się na Twój widok?
Co do pracy – na co dzień pielęgnuj swoje poczucie wyjątkowości, ale w tym momencie zawieś je na kołku i powtarzaj sobie, że nie jesteś pierwszą pracującą matką na świecie, a bezproblemowe macierzyństwo przydarza się tylko w bajkach i opowieściach teściowych, „które wszystko robiły i robią lepiej”. Możliwość przebywania z dzieckiem na zwolnieniu lekarskim jest prawnie zagwarantowana. W tym czasie jesteś tam, gdzie potrzebują Cię bardziej (bo nie możesz być wszędzie i przestań próbować, bo się wykończysz). A jeśli ktoś ma problem, że wychodzisz wcześniej, bo Twoja córka gra właśnie w przedstawieniu drzewo, to zapytaj wprost: Czy Twoja mama uważała, że to jest ważniejsze od pracy, kiedy Ty stałeś na scenie wbity w niewygodne rajstopy i wypatrujący jej w tłumie? Bang! Zaorane.
Nie na wszystko mamy wpływ, choć mówią tak modni coachowie. Na swoje myślenie – owszem. Czujesz, że spędzasz za mało czasu z dzieckiem? Postaw na jakość i zafunduj mu petardę. Potrzebujesz odetchnąć, bo masz dosyć? Powiedz o tym, poinformuj dziecko „że nie dziś” i odpal bajkę. Obawiasz się o swoją posadę? Tylko idiota zwolniłby z pracy kogoś, kto ogarnia tysiąc rzeczy na raz, funkcjonuje bez snu i pracuje, bo ma dla kogo i docenia drobiazgi, których nie dostrzega żaden nie-rodzic: Twój przełożony może ciągle czegoś od Ciebie chce i wiecznie marudzi, ale przynajmniej nie rzuca się na ziemię i nie musisz mu wycierać gilów z nosa. Zawsze to jakaś zaleta, co?
Krótko mówiąc…
Dystans, bo się wykończysz. A przecież pracujesz, żeby dostać emeryturę, wychowujesz, żeby zobaczyć, co ta Twoja latorośl osiągnie i władzę nad którym kontynentem obejmie. Jesteś wystarczająco dobra i poradzisz sobie, to na pewno. To, czy będziesz szczęśliwa, jednak naprawdę zależy od Ciebie i Twojego podejścia.
Powodzenia, trzymam kciuki
– Radomska!
No i Radomska jak zwykle w punkt😊